Lubię Dolny Śląsk od zawsze, więc chętnie tam wracam. Leśna to nieco senne, ale sympatyczne miasteczko w okolicach Gór Izerskich. Dobra baza wypadowa do wycieczek pieszych, rowerowych, samochodowych, kajakowych i czym tam się jeszcze ktoś porusza.
Rano, przed śniadaniem mam zwyczaj powłóczyć się trochę po najbliższej okolicy. Z mapy wynika, że niezbyt odległym, ale ciekawym celem jest Stożek Perkuna. Wybieram według drukowanej mapy i GPS-u żółty szlak, który powinien zaprowadzić mnie do celu. Asfaltowa ulica na obrzeżach miasteczka zmienia się po chwili w gruntową drogę prowadząca do jakiegoś gospodarstwa. Po drodze, trochę z rzadka wyblakłe oznakowania szlaku, które gdzieś w końcu znikają na dobre. Droga się kończy i wchodzę w pola – początkowo rżysko, potem niekoszona chyba od wieków łąka po pas. Z niedalekiej odległości przygląda mi się badawczo chyba kozioł lub sarna, ale kiedy sięgam po aparat odbiega z głośnym beczeniem. Nie wiem, co chciał przez to wyrazić. Może nie chciał trafić do Internetu? Wrażliwiec jakiś. Czyli chyba jednak sarna.
Z łąki nieziemski widok na zasnute poranną mgłą miasteczko. Rekompensuje mi to w pełni mokre od rosy buty i spodnie. Według mapy drukowanej idę dobrze, według GPS-u równolegle do drogi, której w realu nie ma. Do takich numerów to ja już jestem przyzwyczajony.
Wreszcie, w kępie drzew, odsłaniają się nagie skałki. Wspinam się na nie, żeby poprawić sobie widoczność okolicy. Trochę się dziwię, że na zboczu brak śladów ludzkiej bytności. Dopiero na górze widzę ledwo wydeptaną ścieżkę. Idę wzdłuż niej na przeciwległy koniec skalistego wybrzuszenia. Nagle w dole widzę lekko skotłowaną polankę ze śladami ogniska i wyraźny znak żółtego szlaku. Kiedy tam docieram, znajduję tablicę informacyjną, że mam do czynienia ze Stożkiem Perkuna, będącym pozostałością po wygasłym wulkanie.
Perkun, Perkun? Coś mi się majaczy po pamięci, że to jakiś pradawny bożek. Ale od czego Wikipedia. Wyczytuję, że jest to „naczelne, suwerenne bóstwo panteonu bałtyjskiego”, taki swojski Zeus. Ale przecież Słowianie mieli swojego Peruna, czyli Pioruna. Dlaczego więc Perkun, skoro sąsiedni stożek nosi imię Światowida?
Żółty, tym razem porządnie oznakowany szlak wiedzie mnie do szutrowej drogi prowadzącej z Leśnej do pobliskiego kamieniołomu w Grabiszycach. Wygodnie, ale zdecydowanie mniej malowniczo. Co chwilę mijają mnie wielkie ciężarówki załadowane kruszywem bazaltowym lub dopiero jadące po ładunek.
Po raz kolejny rozmijają mi się rzeczywistości – te na mapach z tymi w realu. Jakoś na rynku zabrakło mi wyraźnego oznakowania nowego przebiegu szlaku i aktualnej mapki. Ta przy ratuszu na rynku i ta rozdawana w hotelu (chwała hotelowi za to – standard prawdziwie zachodni) pokazuje ciągle stan już nieaktualny.
Na samym dole, nieco z boku drogi, odkrywam coś na kształt dzikiego parku z własnym stawem pośrodku. A wokół ławeczki – o dziwo – wcale niezdezelowane, choć o koszach zapomniano i śmieci walających się wokół nie brakuje. Cóż nie można mieć wszystkiego na raz. Ale Perkuna, vel Peruna, zapamiętam życzliwie.
Informacje praktyczne
W Leśnej można zatrzymać się w hotelu Leliwa na Rynku – standard raczej turystyczny, ale bardzo miła obsługa i dobre jedzenie w restauracji; na parterze sklep sieciowy (bodaj Spar)
Parking hotelowy ciasny, ale w weekend i w nocy można parkować przed ratuszem
Alternatywne noclegi to wspomniany Czocha Palace i kemping lub Zamek Czocha
Dla odmiany kulinarnej: przyzwoita pizzeria vis a vis hotelu (z miejscowym folklorem, który wyprzedza personel, jeśli chodzi o pory urzędowania)