A teraz mały przerywnik techniczny. Do założenia bloga namówiła mnie moja obecna żona (poprzednia zmarła tragicznie kilka lat temu – ale jeszcze będzie okazja Ją wspomnieć). Jak zwykle: cherchez la femme!
Słuchając moich życiowych opowieści, stwierdziła, że marnuje się niezły materiał, który warto by było jakoś utrwalić. Oboje nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, że otwieramy „puszkę z Pandorrą”, jak mawiał pewien elokwentny pułkownik ze Studium Wojskowego SGPiS (dla młodzieży: puszka Pandory to wątek z mitologii greckiej, ale myli się także wielu dziennikarzom, którzy o starożytności wiedzą tylko tyle, że była).
Po wstępnym przestudiowaniu tematu trochę się zakłopotałem: strona ma się otwierać błyskawicznie, tekst ma być krótki, a najlepiej mem, współczesny odbiorca poświęca stronie kilka sekund uwagi i szybko ją opuszcza, a poza tym nie lubi się zagłębiać za frajer w podstrony. Ale my z żoną jesteśmy produktem wychowania w kulturze słowa. Mam zamiar pisać pełnowymiarowe opowieści, a nie jakieś tam beknięcia, choć będę starał się unikać starczego ględzenia. Trudno, zaryzykowałem, znam jeszcze trochę niedobitków – miłośników słowa pisanego, poza nami dwojgiem oczywiście.
Po drugie, postanowiłem, że blog powstanie na mojej własnej stronie www, bo chcę mieć nad tym jakąś kontrolę. Zacząłem studiować instrukcje dostępne w Internecie, ale – mimo że kiedyś udało mi się zrobić habilitację – to w tego typu tekstach gubię się jak dziecko: tu kliknij, tam ściągnij, tu zaloguj, tam wklep hasło (mam już tego około 200 sztuk), a to olej. Horror. Zwykle po pierwszym kroku pokazuje mi się zupełnie coś innego, niż w instrukcji. Przypadek, czy spisek?
Na szczęście przypomniałem sobie, że mam biegłego w tych sprawach siostrzeńca. Adaś podjął się przeprowadzić mnie w miarę bezboleśnie przez ten Matrix, czego efekty widać na tej oto stronie.
Wykupiłem (uwaga będę się posługiwał terminami do pewnego stopnia dla mnie samego obcymi) hosting na WordPressie i odpowiednią domenę oraz certyfikat SSL za całe 320 PLN. Teraz mogę za pomocą WordPressa samodzielnie obsługiwać blog. Wszystkie błędy i niedociągnięcia techniczne biorę więc na siebie. Adaś jeszcze instaluje mi rozmaite bajery, ale tylko on wie, o co chodzi. Ja najwyżej korzystam, np. z Disqusa do obsługi komentarzy.
Postanowiłem także założyć fanpage bloga na Facebooku (do diabła – nie ma polskich określeń?), bo podobno na tym bożym świecie nie istnieje nic, czego nie ma na Facebooku. Tutaj wykazałem już więcej samodzielności, więc też wybaczcie, jeśli coś działa nie tak – dopiero się uczę.
Adasiu jesteś wielki! Z całym przekonaniem polecam Twoje usługi, choć mogę być posądzony o protekcję. Ale skoro politycy promują swoich, to i ja mogę, tym bardziej, że niczego nie ściemniam.
Naab.pl Agencja Digitalna: www.naab.pl
Wskazówka techniczna: kto chce komentować bez logowania do Disqusa, może dodać komentarz, wpisując w nazwę swój pseudonim, w polu poniżej adres e-mail (będzie widoczny tylko dla mnie) oraz zaznaczając pole „Wolę pisać jako gość”. Następnie nacisnąć strzałkę po prawej stronie. Taki wpis musi poczekać na zatwierdzenie przeze mnie, co może jakiś czas potrwać, bo muszę odebrać pocztę itd.
Można także zalogować się przez swoje konto na Facebooku, Twitterze lub Google+.