Leśna – jako się rzekło – to dobry punkt wypadowy na wszelkiego typu wycieczki. Z poprzednich pobytów mamy już zaliczone liczne dolnośląskie miasteczka i atrakcje turystyczne, ale nigdy nie byliśmy w Zgorzelcu. No to pora nadrobić zaległości. Wyruszamy sobie bocznymi drogami, podziwiając okoliczne krajobrazy. Mijamy Platerówkę, wieś zagospodarowaną po wojnie przez kobiety z żeńskiego batalionu LWP imienia Emilii Plater, o których opowiadał w komediowej konwencji film „Rzeczpospolita babska”. Obecnie bardzo schludna wieś, ale trzeci raz przez nią przejeżdżam i nie spotykam żywego ducha.

Platerówka

W Zgorzelcu próbujemy zorientować się, gdzie właściwie jest centrum i co tam jest do zwiedzania, bo przewodniki na ten temat jakoś się nie rozwodzą. I nie bez powodu. Bo po polskiej stronie nie znajdujemy ani wyraźnego centrum z jakimś deptakiem, ani za dużo ciekawego do oglądania. Parkujemy samochód na końcu pięknie odnowionego nabrzeżnego bulwaru. Elewacje kamienic świecą świeżymi tynkami, przed lokalami gastronomicznymi rozstawione ogródki. Mijamy wspaniałą rekonstrukcję słupa dystansowego poczty polsko-saskiej z 1725 roku i wchodzimy na kładkę pieszą łączącą oba brzegi Nysy Łużyckiej.

Słup dystansowy

Po drugiej stronie, czyli w Görlitz (po łużycku Zhorjelc), okazuje się, że wszystkie zabytki – jak zwykle – zakosili Niemcy. No jest co zwiedzać, poczynając od monumentalnego kościoła farnego, poprzez Unter- i Obermarkt, po Reichenbacher Turm i bastion Kaisertrutz. A to tylko wybrane punkty.

Ale nie byłbym sobą, gdybym nie zaplanował sobie czegoś wąskotorowego. A najbliższą wąskotorówkę zlokalizowałem w Bad Muskau (po łużycku Mužakow).

Więc ruszamy. Przejeżdżamy przez most drogowy na Nysie, ale nie możemy trafić na nadrzeczną szosę do Bad Muskau, a GPS prowadzi nas naokoło świata do głównej szosy. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów natrafiamy na tablicę informującą o zamknięciu drogi z powodu remontu i kierującą na dość daleki objazd. Postanawiam się nie zrażać i spróbować „alla polacca” – a nuż się uda jakoś przejechać bokiem. Niemcy często bywają wręcz nadgorliwi, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Kiedy dojeżdżamy do miejsca robót, okazuje się, że został rozebrany most i żadnym bokiem się nie przejedzie. Trudno, wybieramy zatem objazd.

Wreszcie docieramy do Bad Muskau, gdzie usiłuję odnaleźć stację końcową kolejki wąskotorowej, gdzie ma być także interesująca wystawa taboru. Krążę i krążę, strzałka informacyjna wyprowadza nas na manowce, żadnego parkingu, tor niknie gdzieś w krzakach. GPS też nie pomaga. Jadę więc na rynek, żeby gdzieś pobrać planik miejscowości i zasięgnąć języka. Ale to dawne NRD – planiku nie ma, są tylko mapy za dobrych kilka ojro, a personel informacji nic konkretnego o kolejce nie wie, poza tym, że gdzieś tam coś jest i trzeba śledzić strzałki. Tyle to i ja już wiem. Z atlasu linii kolejowych Niemiec wynikało mi, że kolejka rozpoczyna swój bieg właśnie w Bad Muskau, bo się nazywa „Kolejka Leśna Muskau”, ale dopiero, kiedy uważniej przestudiowałem ulotkę reklamową pobraną w Görlitz, to się okazało, że siedziba i główne atrakcje są zlokalizowane w Weißwasser (Běła Woda), które właśnie mijaliśmy, jadąc objazdem. Ale byłbym skłonny iść o zakład, że po drodze nie było żadnej wyraźnej tablicy informującej o tym fakcie. Zdecydowanie to nie jest mój dzień. Niech to szlag. Żona popatruje na mnie z niemym wyrzutem, gdzie też ją zaciągnąłem taki kawał drogi i w zasadzie po co, mało to ciekawych miejsc na Dolnym Śląsku?

Stary zamek

Ale na szczęście to nie jest jedyna atrakcja okolicy. Bo tak naprawdę to przyjeżdża się tutaj do Parku Mużakowskiego. Jedziemy więc do Łęknicy, na polską stronę rzeki. Łęknicę swojego czasu rozsławiły polsko-niemieckie awantury związane z naszym wejściem do strefy Schengen. Chodziło mianowicie o wielkie targowisko, oferujące po atrakcyjnej dla Niemców cenie m.in. benzynę, tytoń i alkohole, co było nie w smak kupcom po niemieckiej stronie granicy. Nikt wtedy jednak nie zająknął się w mediach o Parku Mużakowskim – wpisanym na „Listę światowego dziedzictwa UNESCO” Zostawiamy samochód na parkingu, w punkcie informacyjnym nabywamy za jakieś 2 PLN planik i ruszamy przez park, a może bardziej las, w stronę mużakowskiego pałacu. Oczywiście sam wielki pałac (czy też zamek – diabli wiedzą, jak to kwalifikować), mały stary zamek i zabudowania gospodarcze mieszczą się po niemieckiej stronie. Chyba zawczasu przewidzieli, że kiedyś wrócimy na pradawne piastowskie ziemie. Znowu przegapiłem fakt, że byliśmy już przecież po niemieckiej stronie na rynku, jakieś 100 m od starego zamku i jakieś 300 m od nowego. Oj nie przygotowałeś się kolego należycie do tej wycieczki!

Nowy zamek

Obchodzimy „cywilizowaną” część parku, na mapach zwaną Fürst Pückler Park (znowu zmyłka), i wracamy na polską stronę – tutaj to można stracić kilka dni, aby obejść cały ten parko-las, liczący 522 ha (72% całości).

Ruszamy w drogę powrotną do Leśnej przez przepięknej urody Bory Dolnośląskie. Ależ tu muszą być w sezonie grzyby! Chcę przejechać przez Węgliniec, bo w starym wagonie towarowym zorganizowano tu prywatne Muzeum Kresów Wschodnich. Niestety czynne tylko na uprzednie zamówienie telefoniczne, czego też nie doczytałem w przewodniku. Jedziemy więc dalej, aby sprawdzić w Gryfowie Śląskim efekt „Kuchennych rewolucji” w Oborze. Tłok i lekki tumult, jak to w oborze, zniechęca nas do czekania, więc ostatecznie lądujemy w Leśnej i zjadamy porządny posiłek w hotelowej restauracji. Jakiś taki lekko skośny ten dzień, ale Park Mużakowski – palce lizać. No i ta kolejka. Szkoda.

 

Informacje praktyczne

Wybierając się do Görlitz warto zostawić samochód po polskiej stronie w pobliżu kładki pieszej, np. na ulicy Wrocławskiej

Planiki Görlitz można pobrać w pierwszym z brzegu hotelu po niemieckiej stronie, więcej informacji w punkcie informacyjnym na Obermarkt.

Kolejka wąskotorowa bazuje w Weißwasser i tam jest małe muzeum taboru.

Park Mużakowski warto zwiedzać jednak od strony polskiej – niech Łęknica też coś z tego ma. Parking i kiosk informacyjny na ulicy Hutniczej.