W mojej narciarskiej karierze może i nie uzbierałem zbyt bogatej kolekcji stoków, ale trochę tego już było: Ustrzyki Dolne i okolice, Krynica, Czorsztyn, Sucha Beskidzka, Zakopane (ale bez Kasprowego), Korbielów, Szczyrk, Zieleniec, Szklarska Poręba, a nawet Kielce. Mam więc jakiś tam przegląd polskich stoków. Dodatkowo za bazę porównawczą mogą mi posłużyć wypady narciarskie do Austrii.
Generalnie przychylam się do opinii, że alpejskie stoki nie mają sobie równych: wyższe góry, pewny śnieg, długie i świetnie przygotowane trasy o zróżnicowanym stopniu trudności, znakomita infrastruktura towarzysząca, czyli pojemne parkingi, kolejki gondolowe, wyciągi krzesełkowe, wszechobecna gastronomia.
Pierwsze moje narciarskie wypady alpejskie wypadły w małej miejscowości Hippach w Zillertalu, w dość kameralnym hotelu „Zenzer Wirt”.

Wygodne, czyste pokoje, podziemny parking, szatnia i suszarnia-przechowywalnia sprzętu tuż przy parkingu, basen, sauna, siłownia, znakomite jedzenie po kokardkę, w tym obfita przekąska po nartach, mimo że formalnie przysługują tylko dwa posiłki: śniadanie i obiadokolacja. Do tego niezwykle uprzejma obsługa i powitanie wszystkich gości z kieliszkiem szampana osobiście przez właścicieli.
Ziellertal to wybór kilku stacji narciarskich na tym samym karnecie, wszystko w zasięgu kilkunastu kilometrów, więc codziennie można jeździć gdzie indziej. Liczne ścieżki spacerowe i rowerowe, tor do biegania na nartach w pobliżu Mayrhofen, konie, przejażdżki bryczkami, destylarnie nalewek, domowe wyroby itp., itd. Dla mnie dodatkowa atrakcja to nowoczesna, szybka kolejka wąskotorowa 1000 mm, obsługująca całą Dolinę – lubiłem sobie na nią popatrzyć podczas porannego spaceru. Wady: daleki dojazd i to przez Niemcy, gdzie teraz pilnują granicy, a także dużo wyższa niż w kraju cena, nawet poza wysokim sezonem.

Kolejne miejsce to Bad Hofgastein – dużo bliżej, bez przejazdu przez Niemcy, reszta okoliczności przyrody praktycznie podobna. Wybieramy hotel Norica. Dodatkowa zaleta to nieograniczony dostęp do miejskiego ogromnego i pełnego atrakcji kompleksu termalnego „Alpen Therme”, do którego przechodzi się w szlafroku podziemnym tunelem. Hotel ma zresztą własne, kameralne Spa, jeśli ktoś nie lubi tłoku. Wszędzie dostępna woda z dystrybutorów i patery z jabłkami – gościnność i życzliwość wylewa się szeroką falą. Przy kolejnym przyjeździe oferują własny ręcznik z monogramem. Pokoje, jedzenie, obsługa, dbałość o wygodę i dobrostan gości – pierwsza klasa. Wada: parking pod chmurką, nieco oddalony od hotelu i trochę ciasny, oraz – podobnie jak w Hippach – cena. No i fakt, że i tu i tam trzeba stracić dwa dni na podróż w tę i z powrotem. Fundamentalna zaleta obu miejsc: nieliczni, ale za to kulturalni rodacy i praktycznie brak nowobogackich, panoszących się wszędzie hałaśliwie Rosjan – to specjalność Mayrhofen.
Oba te miejsca stały się dla mnie swoistym wzorcem z Sèvres dla rekreacyjnego narciarstwa. A jak ma się do tego Polska?
Otóż dla mnie miejscem, które systematycznie dąży do osiągnięcia podobnych standardów, jest Białka Tatrzańska.

Góry co prawda nie te, gwarancji śniegu nie ma, ale swoisty fenomen polega na tym, że miejscowi górale, chyba jako jedyni w kraju, zrozumieli, jak się zarabia dudki, bez wydutkania do imentu bliźnich, jak to – wydaje mi się – ma miejsce np. w Zakopanem. Dogadali się i stworzyli wspaniałą stację narciarską, obejmującą swoim karnetem coraz liczniejsze stoki poza Białką. Na miejscu powstał już prawdziwy kompleks łączący dwie dotychczas pozbawione bezpośredniego połączenia nartostradami stacje: Kaniówkę z Kotelnicą. Przybywa nowoczesnych, szybkich i podgrzewanych kanap. Wzdłuż tras równomiernie rozmieszczone punkty gastronomiczne. Wszędzie sztuczne naśnieżanie i oświetlenie. Na dole bezpłatne ogromne parkingi wraz z otaczającą infrastrukturą handlową, usługową i gastronomiczną. Termy Bania w pełni porównywalne z tymi w Austrii. Zaplecza hotelowego nie mogę porównać, bo zatrzymuję się na kwaterze u górali, ale hotel Bania sprawia dobre wrażenie. Quady, skutery śnieżne, kuligi, przejażdżki bryczką, nalewki (w tym Śliwowica Łącka) i inne wyroby lokalne, wypożyczalnie i serwisy narciarskie w co trzeciej chałupie, Apre Ski, ognisko na Bani, lodowisko, kwatery od góralskich po czterogwiazdkowe hotele, co krok knajpy i pewnie jeszcze coś by się znalazło. Ceny nominalne pewnie podobne do tych austriackich, tyle że w złotych. Czego chcieć więcej?
Właśnie stamtąd wracam – w Bukowinie pusto, wszyscy są w Białce, mimo że już po feriach. Boję się tylko, żeby Białka nie stała się ofiarą własnego sukcesu, bo robi się coraz tłoczniej, ale miejsce na kolejne wyciągi i nartostrady jest, trzeba tylko inwestorów.
Informacje praktyczne:
Jeśli możecie, to unikajcie przyjazdu do Białki w ferie, bo utkniecie w tłumie
Godne polecenia są zwłaszcza te nowsze stoki z nowoczesnymi, szybkimi kanapami
Moją ulubioną knajpką jest ta na górze wyciągu nr 9 Remiaszów