Po upojnym Sylwestrze w Acapulco czas powrócić do codziennej pracy turysty, czyli zwiedzania. Pierwszy punkt programu to odwiedziny prawdziwej hacjendy. Czemu nie, może być. Dojechawszy do hacjendy San José Vista Hermosa w pobliżu jeziora Tequesquitengo w stanie Morelos, jakieś 50 km na południe od Cuernavaca, ku naszemu pełnemu zaskoczeniu, wkraczamy nagle w baśniowy świat, niemal żywcem wyjęty z XIX wieku, ale ze współczesnymi udogodnieniami. To jedna z najstarszych hacjend w okolicy, założona jeszcze przez Cortésa w 1529 roku. A system irygacyjny, którego elementy są ciągle obecne w krajobrazie hacjendy, powstał w wyniku wykorzystania wód pobliskiego, powulkanicznego jeziora. Jednak w czasie powstań chłopskich na początku XX wieku posiadłość została spalona i zrujnowana, ale nowi właściciele odbudowali ją w 1945 roku według oryginalnych planów. Obecnie trudno się nawet zorientować, że to rekonstrukcja.

Miejsce jest tak zachwycające, aż chciałoby się w nim spędzić dłuższy czas. W wielkim budynku w stylu kolonialnym urządzono luksusowy hotel, a na otwartym tarasie, w cieniu monumentalnego, jedenastokilometrowego akweduktu – kompleks basenów kąpielowych.

Niepowtarzalny klimat tworzą większe i mniejsze smaczki, typu restauracja w stylu kolonialnym, w której jemy lunch, z otwartą na taras i ogród arkadową ścianą, minimuzeum w podziemiach, mała cukrownio-gorzelnia i kilka innych ciekawych zabudowań, ale i zabytkowe powozy, mozaikowa ławeczka wykonana w całości z barwnych azulejos, studzienka-wodopój, wodospad z sadzawką. W pięknie utrzymanym parku aleja palm królewskich o prostych, gładkich, niemal betonowych pniach, wielkie fikusy, kwitnące strelicje itp. Znajdzie się też coś dla miłośników tenisa, golfa, jazdy konnej, czy rodeo. Coś pięknego!

W drodze do Puebli, Miasta Aniołów, zatrzymujemy się na stacji benzynowej, obok której urządzono imponujący ogród kaktusów i innych sukulentów, a w nim między innymi ogromne kwitnące właśnie obficie opuncje. Rozmaitość gatunków i niezwykła uroda tych roślin (kiedyś miałem miniaturową kolekcję) na tle wulkanicznych gór i trochę stepowego krajobrazu.

Do Puebli docieramy już po zmroku. Po zalogowaniu się w hotelu w samym centrum ruszamy na spacer po starówce. Przy – a jakżeby inaczej – Zocalo zwiedzamy monumentalną katedrę z najwyższą w Meksyku dzwonnicą. Spacer po śródmiejskich uliczkach prowadzi nas niespodziewanie do kolejnego magicznego miejsca. Trafiamy do lokalu, który jest połączeniem księgarni, biblioteki i kawiarni. Niewielki zespół gra muzykę latynoską, aż nogi same zaczynają drygać. Wchodzimy do środka. Okazuje się, że jest już tu spora część naszej grupy. Zamawiamy piwo i zaczynamy się licytować z muzykami, czy zagrają konkretne utwory. Santana to oczywiście dla nich łatwizna, ale grają wszystko, co nam wpadnie do głowy. Trochę też tańczymy, choć miejsca za dużo nie ma. Następuje prawdziwe zjednoczenie muzyków i słuchaczy w jednym hipnotycznym transie.
Przy jednym ze stolików siedzi – widać stary bywalec – prawdziwy hidalgo, tyle że meksykański. Długie siwe włosy spływają na ramiona. Wyprostowana jak struna sylwetka, dostojna mina. Pyta, skąd jesteśmy. Na słowo Polonia wyraźnie się ożywia i jednym tchem recytuje Walesa, Jean Paul II, Boniek. Z papieżem zresztą spotkał się osobiście. Jesteśmy pod wrażeniem. Stawia wszystkim nam kolejkę w uznaniu dla dzielności Polaków. Wzruszenie odbiera nam mowę. Trudno nam się rozstać z tym miejscem, ale jutro kolejny intensywny dzień, więc w końcu wędrujemy do hotelu.
Rano, podczas porannego spaceru, na jednym z placyków, bodaj Placu Demokracji, spotykam grupy oczekujących na zlecenia mariachi. Nastrój jak przed dawnym pośredniakiem, ale jakże szykowne stroje, no i te kapelusze. Z samochodów wysiadają potencjalni kontrahenci, którzy umawiają te miniorkiestry na wesela, urodziny, czy innego typu imprezy. Co tradycja, to tradycja.

Po śniadaniu ruszamy na porządne zwiedzanie miasta. Zaczynamy oczywiście od Zocalo i ponownie katedry, Przechodzimy przez zamknięte jeszcze rzemieślnicze targowisko Mercado El Parian i, minąwszy dzielnicę artystów, wchodzimy na ulicę 6 Północną, istny raj dla łasuchów: cukiernia przy cukierni, kawiarnia przy kawiarni. I do tego sklepy z lokalnymi wyrobami. Też w większości jeszcze nieczynne.

Puebla ma opinię najbardziej religijnego miasta w Meksyku, co podkreślają liczne kościoły. Na uwagę zasługuje zwłaszcza kościół św. Dominika, w którym mieści się jedna z najbardziej bogato zdobionych kaplic w całym Meksyku – Capilla del Rosario. Niewyobrażalne bogactwo wystroju po prostu zapiera dech. Niesamowite.