Jadąc w Polskę, zwykle nie rozstaję się z przewodnikiem „Polska niezwykła XXL”. Nie jest to wydawnictwo typowe, ponieważ ukazuje różnego typu intrygujące miejsca i związane z nimi ciekawostki, często pomijane przez inne przewodniki. Moje trasy w dużej mierze planuję z tym właśnie dość grubym i ciężkim dziełem w ręku. Bez niego nigdy bym nie wpadł na pomysł przejechania przez leżącą nad Odrą miejscowość Uraz, w której znajdują się ruiny jedynego w Polsce zamku zbudowanego na planie trójkąta. Takie hasło musi intrygować.

Po dotarciu na miejsce nie widzimy żadnych wskazówek, ani drogi dojazdowej do kępy drzew, w której owe ruiny powinny się znajdować. Od zagajonego tubylca dowiadujemy się, że ruiny owszem są obecne, ale prywatny właściciel odciął obiekt od otoczenia i szeroka publiczność nie ma tam czego szukać. No cóż, co je moje, to je moje.

Trójkątne ruiny z lotu Googla

Pozostaje Internet i zamieszczone tam zdjęcia. Ruiny rzeczywiście są trójkątne. Ale zobaczyć na własne oczy to jednak nie to samo. Życzliwy tubylec informuje ponadto, że może zainteresuje nas miejscowy port rzeczny, bo bez wątpienia to właśnie miejsce jest lokalną atrakcją, a nie tam jakieś zapomniane i zarośnięte ruiny. Dobra, niech będzie port – czas na kawę.

Przystań w Urazie

Na miejscu okazuje się, że obiekt jest rzeczywiście imponujący, zwłaszcza zestawiając go z rozmiarami macierzystej miejscowości, nienachalnie rozległej. Miasteczko portowe to marina wypełniona sprzętem pływającym, prom pasażerski na plażę na przeciwległym półwyspie, wypożyczalnia sprzętu wodnego, bar i tawerna (czynne!), place zabaw dla małych piratów, parkingi itp. Główny budynek, który robi za „kapitanat portu”, mieści coś na kształt tawerny. Dostajemy dobrą kawę i, siedząc na tarasie, podziwiamy dostojną sylwetkę bez wątpienie miejscowego bossa. Mundur admirała floty kajakowej opięty na obfitej „marynarskiej piersi” dowodzi, że nie jest to byle jakiś bosman, czy kto tam zwykle zarządza mariną. Czuje się jak u siebie w domu i rozsiewa wokół optymizm za pomocą szerokiego uśmiechu na twarzy, tudzież żartobliwych uwag kierowanych do żeńskiego personelu portowego baru. Fajne miejsce – wyjeżdżamy z Urazu bez urazu.

Pałac von Hoymów

Kilkanaście kilometrów dalej docieramy do Brzegu Dolnego. Zatrzymujemy się przy wspaniale odnowionym kompleksie pałacowym von Hoymów, na który składa się pałac główny, okazała oficyna, w której mieści się obecnie Urząd Miasta, stajnie oraz park. A w nim prześlicznej urody, drewniana stara – jak się domyślamy – stróżówka.

Stróżówka

Z brzegu obserwujemy Odrę, na tym odcinku niezbyt okazała, ale za to malowniczo i leniwie meandrująca wśród morza zieleni. Trudno uwierzyć, że była kiedyś bardzo ruchliwym szlakiem wodnym.

 

Odra w Brzegu Dolnym

Runda wokół miasta przez stacje kolejową i nowe osiedla prowadzi nas do rynku, a na nim ciekawy, postluterański kościół Matki Boskiej Szkaplerznej z wysuniętym daleko nad nawę główną chórem, przypominającym tzw. babiniec ze świątyń, w których obowiązuje rozdział kobiet i mężczyzn. Sam rynek, choć schludny, głowy nie urywa. Porządnych lodów nie znaleźliśmy.

Kościół w Brzegu Dolnym

Z Brzegu Dolnego już tylko niewiele kilometrów do Lubiąża, słynącego z zabudowań klasztornych o najdłuższej w Polsce fasadzie liczącej 223 m i ponad 600 okien. Muszę koniecznie zrobić zdjęcie, bo poprzednim razem, kilkanaście lat wcześniej, nie miałem ze sobą aparatu.

Makieta kompleksu klasztornego

Na miejscu okazuje się, że można zwiedzać odrestaurowane przez prywatną (chyba) fundację pomieszczenia pocysterskiego opactwa, tylko trzeba zaczekać do pełnej godziny. Cofamy się więc kilkadziesiąt metrów do miejscowej karczmy na popołudniową przekąskę w postaci całkiem smacznych flaczków.

Zwiedzając odnowione sale, otwieramy usta w niemym podziwie. Klękajcie narody, jest naprawdę na co popatrzeć.

Refektarz

Przechodząc przez klasztorny dziedziniec, widzimy przygotowania do jakiejś imprezy muzycznej. Pan przewodnik z wyraźnym niesmakiem objaśnia, co się szykuje – najpewniej boleje nad pomieszaniem profanum z sacrum. Ale trzeba zrozumieć – obiekt musi zarabiać, jeśli jego restauracja ma być kontynuowana, bo poprzedni użytkownicy, m.in. kiedyś tam Armia Czerwona, wytężyli wszystkie swoje zdolności, aby go doprowadzić niemal do ruiny. Chylę czoło przed podejściem nowych właścicieli, tak różnym od tego w niedalekim przecież trójkątnym zamku. A może się mylę z tym zamkiem, może szykują niespodziankę?

Informacje praktyczne:

W porcie rzecznym w Urazie co najmniej należy się zatrzymać na odpoczynek, zwłaszcza podczas podróży z dziećmi, które znajdą tam wiele atrakcji.

Do Lubiąża warto nawet nadłożyć drogi, ale należy pamiętać o równych godzinach zwiedzania, choć oczekiwanie można sobie urozmaicić wizytą w lokalnej Karczmie Cysterskiej. Opactwem interesował się swojego czasu sam Michael Jackson.