Korzystając z dłuższego pobytu w Bydgoszczy, postanowiłem zrobić sobie całodniową wycieczkę po bliższej i dalszej okolicy. Tajemnicze 3 K to Krajna, Kaszuby i Kociewie, choć to ostatnie ledwo musnąłem – zabrakło czasu na dotarcie w głąb np. do Tlenia. Okazuje się, że można odwiedzić wszystkie trzy krainy, nie przejeżdżając wcale setek kilometrów.

Dworek Wyczółkowskiego

Najpierw w Gościeradzu odwiedzam dawną posiadłość Wyczółkowskiego. Obecnie jest prywatną własnością i wyraźnie trwają prace renowacyjne. Wnętrza zwiedzać nie można, a jedynie obejrzeć dworek z zewnątrz. Generalnie muzeum Wyczółkowskiego mieści się w Bydgoszczy na Wyspie Młyńskiej, więc właśnie tam można zobaczyć bogatą kolekcję jego malarstwa.

 

Rożen-Skansen Stopka

Na pocieszenie kawałek dalej, w miejscowości Stopka, ku mojemu zaskoczeniu odkrywam karczmę pod tytułem Rożen-Skansen. Całość jest może w mniejszym stopniu skansenem rozumianym jako zbiór zabytkowych budynków i budowli, a bardziej ekspozycją pozbieranych po wsiach staroci – od maszyn rolniczych, w tym lokomobili, po drobne sprzęty gospodarcze. Kolekcja doprawdy imponująca i godna polecenie na wycieczkę z dziećmi, którym można to wszystko pokazać i opowiedzieć, jak się drzewiej mieszkało i gospodarzyło.

Wiadukt kolejowy

Mijam imponujący wiadukt linii kolejowej nr 241 z Koronowa do Tucholi nad drogą nr 25, którą zmierzam na północ. Zatrzymuję się w Sępólnie Krajeńskim, aby obejrzeć odbudowany kilka lat temu przedwojenny Pomnik Wdzięczności Chrystusa Króla, upamiętniający odzyskanie niepodległości po okresie zaborów i wkład „wszystkich stanów i zawodów” w służbę Rzeczpospolitej. Trochę kiczowaty i egzaltowany w opisie, ale ciekawy jako wyraz pewnego zjawiska społecznego. Jeszcze przechadzka nad jeziorem, rzut oka na młodzież wodującą swoje łódki do regat i powrót na parking.

Pomnik w Sępólnie Krajeńskim

W Kamieniu Krajeńskim trafiam na końcówkę zawodów strażackich na miejscowym stadionie. Wygląda to na jedną z imprez, które albo są tradycyjnie organizowane w okolicach Nocy Kupały, albo mają za zadanie uczcić Dzień Ojca. Jednak moim głównym celem w tej okolicy jest kościół oraz były klasztor bernardynów – obecnie karmelitów bosych – w Zamartem.

Oryginalne zdobienia

Na uwagę zasługuje wystrój malarski kościoła, zwłaszcza fantazyjne, monochromatyczne polichromie. Do krypty ze zmumifikowanymi zwłokami fundatora klasztoru nie udaje mi się dostać – za dużo zachodu.

Kolejny postój wypada w Chojnicach. Tutaj trafiam na wielką fetę w Rynku – intronizację Króla Kurkowego.

Król Kurkowy z przypadkową świtą

Po całym Rynku snują się członkowie Bractwa Kurkowego w swoich zielonych mundurach, ale także liczne towarzystwo w tradycyjnych szlacheckich przebraniach. Sam król wyraźnie garnie się do młodocianych artystek. Na straganach królują wyroby regionalne, a na co drugim pajdy wiejskiego chleba ze smalcem, skwarkami i ogórkiem kiszonym – czemu nie!

Z Chojnic ruszam do Charzykowych. Stwierdzam, że to istny raj dla wodniaków i obiecuję sobie wrócić tu kiedyś na dłużej – oczywiście pokajakować. A może na żagle, jeśli mnie syn z wnukami ze sobą zabiorą. Kusi także ogłoszenie o wynajmie łodzi motorowych bez patentu. Wiem, że to niezbyt ekologiczne, ale choć raz w życiu chciałbym się taką motorówą przepłynąć jako sternik, a patentu nie chce mi się robić.

Jeśli Charzykowy, to i Swornegacie. W Małych oglądam Osadę Swory jako potencjalne miejsce na zakotwiczenie się, a w Dużych ląduję w Kaszubskim Domu Rękodzieła Ludowego – znowu trochę galeria, trochę wystawa staroci. Kupuję sobie słowniczek polsko-kaszubski, bo zawsze fascynowały mnie dialekty i gwary. Ale prawdziwym produktem regionalnym są oczywiście gacie, oczywiście sworne.

Produkt regionalny

Przemieszczając się ze Swornychgaci do Zapory, trafiam na dwa zjawiska. Pierwsze, to budzące grozę wiatrołomy – całe połacie lasu powalone przez huragan. Zwalone drzewa już generalnie usunięto, ale szczególne wrażenie robią samotne ostańce.

Wiatrołomy

Drugie to piknik rycerski w Czernicy. Oglądam obozowe życie i przez chwilkę zmagania pojedynkowe na miecze i halabardy. Niektórych to śmieszy lub drażni, ale ja uważam, że każda pasja jest godna pochwały, bo to – moim zdaniem – twórczy i interesujący sposób spędzania wolnego czasu, chyba jednak ciekawszy niż ciągłe gapienie się w ekran smartfona.

Sympatyczna para rekonstruktorów

Dotarłszy do zapory Mylof przeżywam niejakie rozczarowanie, że nie odbywa się tutaj żadna impreza typu przeciąganie przez śluzę lub coś ekwiwalentnego. Spotykam kajakarzy – kolejny trop do wykorzystania – zerkam jeszcze na hodowlę pstrągów w sąsiednim kanale i ruszam do Fojutowa.

Akwedukt w Fojutowie

A tutaj podziwiam akwedukt, po którym Wielki Kanał Brdy przepływa dziewięć metrów nad Czerską Strugą. Z wieży widokowej robię zdjęcia, podziwiam też kamienne ławeczki edukacyjne z kodem QR, który umożliwia odczytanie w smartfonie informacji o Parku Narodowym Bory Tucholskie. Obok parkingu wypożyczalnia kajaków. Kilkaset metrów dalej wielki kompleks wypoczynkowy Zajazd Fojutowo z hotelem, punktami gastronomicznymi, basenami, tężnią, kortami, a nawet stokiem narciarskim i przejażdżkami transporterem opancerzonym SKOT. Jest po co się fatygować.

Robi się późno – odpuszczam Cekcyn i Tleń. Wracam przez Tucholę, a w Gostycynie kolejna niespodzianka: zlot pojazdów pożarniczych.

Pierwszy Fiat 500

Było na co popatrzeć, choć część już zdążyła odjechać. Intrygowało mnie od rana wyjątkowe na drogach natężenie ruchu samochodów Straży Pożarnej, w tym licznych ewidentnie zabytkowych. Teraz się wyjaśniło, co było powodem. Przy okazji wzruszył mnie pięknie utrzymany egzemplarz pierwszego Fiata 500 z lat 50., który przypomniał mi dzieciństwo. Pooglądałem, obfotografowałem i syty wrażeń wróciłem do Bydgoszczy. Tylko kompletnie nie mogę sobie przypomnieć, co, gdzie i kiedy jadłem, oprócz tej pajdy ze smalcem. Być może w Fojutowie, ale co?